poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rowery

Pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy jak tylko postawisz nogę na holenderskiej ziemi są rowery. Wszędzie. Wszyscy bezwzględu na wiek, płeć, pogodę, temperaturę, porę dnia, jeżdżą na rowerze. Holendra od roweru ciężko odseparować. Holender się rodzi na rowerze, dorasta i starzeje się jeżdżąc na rowerze. 




Pamiętam moje zdziwienie, niedługo po moim przyjeździe do kraju wiatraków, kiedy elegancko (jak na warunki holenderskie) ubrana para (ona była w siódmym miesiącu ciąży!) wybierali się do teatru. Ku mojemu zdziwieniu, dosiedli starej Sparty (a właściwie on dosiadł, a ona wdrapała się na bagażnik) i w strugach deszczu pomknęli na uroczystą premierę.

Niech Cię nie zdziwi widok Holendra na rowerze wiązącego dywan, piekarnik, trójkę (lub więcej) dzieci a to wszystko rozmawiając przez telefon. Przeprowadzka? Nie ma problemu - bakfiets rozwiąże problem.  

I jeśli myślcie, że na ulicach znajdziemy piękne, nowe, super wypasione rowery, to nic bardziej mylnego! Im starszy i badzie zardzewiały rower, tym lepiej (także sznase na jego kradzież maleją). Hamulce są niesprawne a łańcuch przy każdym ruchu pedałów niemiłosiernie trzeszczy? Oto idealny egzemplarz dla każdego mieszkańca Niderlandii.

Jeśli dopiero się tu zjawiłeś i zastanawiasz się jak nie zostać rozjechanym przez rowerzystę, to niesetety nie posiadam dobrej rady. Staraj się trzymać oczy i uszy otwarte na dźwięki rowerowych dzwonków. A przede wszystkim, staraj się nie chodzić po ścieżkach rowerowych - tacy piesi są najbardziej denerwujący i nie zdziw się jeśli ktoś będzie Ci życzył śmierci na raka (sterf aan kanker!)

Ale najbezpieczniej jest samemu zostać 'szalonym' rowerzystą.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz