poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rowery

Pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy jak tylko postawisz nogę na holenderskiej ziemi są rowery. Wszędzie. Wszyscy bezwzględu na wiek, płeć, pogodę, temperaturę, porę dnia, jeżdżą na rowerze. Holendra od roweru ciężko odseparować. Holender się rodzi na rowerze, dorasta i starzeje się jeżdżąc na rowerze. 




Pamiętam moje zdziwienie, niedługo po moim przyjeździe do kraju wiatraków, kiedy elegancko (jak na warunki holenderskie) ubrana para (ona była w siódmym miesiącu ciąży!) wybierali się do teatru. Ku mojemu zdziwieniu, dosiedli starej Sparty (a właściwie on dosiadł, a ona wdrapała się na bagażnik) i w strugach deszczu pomknęli na uroczystą premierę.

Niech Cię nie zdziwi widok Holendra na rowerze wiązącego dywan, piekarnik, trójkę (lub więcej) dzieci a to wszystko rozmawiając przez telefon. Przeprowadzka? Nie ma problemu - bakfiets rozwiąże problem.  

I jeśli myślcie, że na ulicach znajdziemy piękne, nowe, super wypasione rowery, to nic bardziej mylnego! Im starszy i badzie zardzewiały rower, tym lepiej (także sznase na jego kradzież maleją). Hamulce są niesprawne a łańcuch przy każdym ruchu pedałów niemiłosiernie trzeszczy? Oto idealny egzemplarz dla każdego mieszkańca Niderlandii.

Jeśli dopiero się tu zjawiłeś i zastanawiasz się jak nie zostać rozjechanym przez rowerzystę, to niesetety nie posiadam dobrej rady. Staraj się trzymać oczy i uszy otwarte na dźwięki rowerowych dzwonków. A przede wszystkim, staraj się nie chodzić po ścieżkach rowerowych - tacy piesi są najbardziej denerwujący i nie zdziw się jeśli ktoś będzie Ci życzył śmierci na raka (sterf aan kanker!)

Ale najbezpieczniej jest samemu zostać 'szalonym' rowerzystą.



wtorek, 27 grudnia 2016

Oliebollen

Od 1 października do 31 grudnia (i ani dnia dłużej) na ulicach miast i miasteczek Holandii pojawiają się kramy pełne przysmaków smażonych na głębokim tłuszczu i będących lokalnym pączkiem - oliebollen. Ten tradycyjny przysmak, który w dosłownym tłumaczeniu oznacza 'oleiste kulki' może nie brzmi zbyt apetycznie, ale jest obowiązkową potrawą na sylwestrowym stole. Otoczony chmurką cukru pudru jest doskonałą przekąską w zimny dzień.



Oliebollen ponoć były spożywane przez plemiona germańskie zamieszkujące dzisiejsze tereny Holandii w okresie od 26 grudnia do 6 stycznia. Jedzono je, aby uwonić się of ataków bogini Perchty oraz złych duchów. Według ludowych wierzeń, Prechta przebijała brzuch każdego spotkanego na swojej drodze. Zjedzenie tłustych oliebollen chroniło przed taką śmiercią, ponieważ tłuszcz z oliebollen sprawiał, że miecz ześlizgiwał sie z ciała. Także, w celu udobruchania złych duchów, składano im dary w postaci żywności smażonej na tłuszczu. 

Najłatwiej jest kupić gotowe oliebollen na jednym z kramów - a jest w czym wybierać! Tradycyjne oliebollen (czyli samo ciasto smażone na głębokim tłuszczu), krentenbollen (z rodzynkami, moje ulubione), appelbollen (z jabłkiem), z rumem, z ananasem, w czekoladzie, itp, itd.

Ale jeśli chcecie sami się podjąć tego zadania, oto przepis:
Potrzebujecie:
- 1kg mąki
- 800ml ciepłej wody (chłodniejszej niż 30 stopni)
- 28g suchych drożdży 
- 20g soli 
- 2 jajka
- skórka z cytryny (ok.30g)
- 50g stopionego masła
- 50g cukru
- cukier puder (do posypania)
Do nadzienia (opcjonalnie):
- 450g rodzynek lub 150g jabłek
- cynamon
Do smażenia:
- olej słonecznikowy

Rozpuść cukier i drożdże w wodzie i odstaw na 10 minut. Dodaj mąkę, sól, skórkę z cytyrny, jajka i masło i dokładnie wymieszaj do uzyskania gładkiej masy. Dodaj nadzienia (rodzynki lub jabłka), wymieszaj, nakryj miskę ściereczką i odstaw w ciepłym miesjscu na 45 minut, żeby ciasto urosło. W frytkownicy lub dużym garnku rozgrzej olej do 180 stopni. Nakładaj ciasto łyżka do lodów. Oliebollen zanurzą się całkowicie ale zaraz wypłyną na powierzchnię. Powinny się smażyć 6-7 minut, aż się zarumienią z każdej strony. Po wyjęciu posyp cukrem pudrem. 


poniedziałek, 5 grudnia 2016

Frytki

Pamiętacie tę scenę z Pulp Fiction: 



(*tłumaczenie autorki
VINCENT:  A wiesz czym polewają frytki w Holandii zamiast ketchupem?
JULES: Czym?
VINCENT:
 Majonezem.
JULES: Pierdolisz!
VINCENT:
 Sam widziałem! I to nie trochę, na boku talerza, one pływają w tym gównie!)

Kiedy pierwszy raz to usłyszałam nie mogłam uwierzyć. I mimo tego, że byłam fanką frytek i majonezu, jakoś ten duet do gustu mi nie przypadł. Do czasu pojawienia się w Holandii.

Friet, friets, patat, Vlaamse Frieten. Frytki. Słynna scena z powyższej sceny z filmu Pulp Fiction Quentina Tarantino, doskonale oddaje zamiłowanie Holendrów nie tylko do samych frytek, ale i do sosów, jakże niecodziennych, z którymi frytki są serwowane. A wybór jest przeogromny. Oprócz wymienionego powyżej majonezu (lub jego tańszego zamiennika frietsaus), do wyboru mamy:
Satésaus – sos z orzeszków ziemnych
Speciaal majonez, (curry) ketchup i cebulka
Joppiesaus – sos według “ściśle tajnej receptury” (który okazuje się być miksturą majonezu, ketchup i przypraw)
Oorlog (tlum.  wojna) – majonez z sosem sate (tym z orzeszków ziemnych) i posypany obficie surową, drobno posiekaną cebulą (nazwa sosu odnosi się do bałaganu jaki panuje po spożyciu tegoż przysmaku)
Kapsalon – hit ostatnich lat – frytki zapiekane z kebabem lub shawarmą i serem (więcej na ten temat w osobnym artykule)

Skąd wzięły się frytki?  Niestety, nie Holendrzy byli ich wynalazcami. Legenda głosi, że historia frytek zaczęła się w 1680 roku w Belgii. Mieszkańcy tamtejszych regionów łowili w Mozie małe rybki i smażyli je w głębokim oleju. Podczas mroźnych zim, gdy łowienie było niebezpieczne, jako alternatywę, mieszkańcy Belgii kroili ziemniaki i smażyli je zamiast ryb. Czy historia jest prawdziwa, niewiadomo, tym bardziej, że ziemniaki w tym regionie dopiero zaczęły być popularne ok. 1735.  
Jedno jest pewne, w czasie I wojny światowej, belgijscy uchodźcy przedstawili frytki holenderskim rodzinom na masową skalę.

Obecnie Holendrzy jedzą ok.10kg frytek rocznie na osobę (dane z 2009 roku)!  Bo co jak co, ale po całonocnej imprezie, nie ma to jak patat met mayo….



A jak zrobić idealne frytki?
Nie ukrywajmy, zrobienie idealnych frytek jest pracochłonne i wymaga dużo cierpliwości. Ale jaka przyjemność zjeść porcję włąsnoręcznie wykonanych frytek, chrupiących z zewnątrz i miękkich w środku. Do roboty!

Składniki:
- ziemniaki – najlepiej duże
- olej
- frytkownica lub duży garnek

Wykonanie:
Ziemniaki obieramy, kroimy w mniej-więcej równe kawałki, myjemy i osuszamy ręcznikiem papierowym.  Smażymy je w 130 stopniach do czasu aż będą lekko żółte. Wyjmujemy, osuszamy i studzimy. Smażymy po raz drugi, tym razem w 190 stopniach, aż do uzyskania złotego koloru. Wyjmujemy i solimy. Podajemy z sosem wedłg własnego uznania.

Smacznego!